Z młodych lat "Ornaku"

Pamiętniki Adama Sokołowskiego

1902

Fundamenty z przeziorami. Biegamy z Mańkiem dokoła fundamentów i kukając do siebie przez przeziory nawołujemy się „hop hop”. Dokola same łąki pokryte jałowcem, a w pobliżu gęsty las.

1903

„Ornak” duży dom już stoi, jeszcze nie zamieszkały, ale wenątrz roboty stolarskie idą pełną parą. We wrześniu ojciec sprowadził do mnie lekarza (dra Gaika), który na ganku zachodnim (bo w pokojach nie można było jeszcze niczego podobnego robić) zoperował mi ropień na prawej skroni, jaki wytworzył mi się w następstwie zakażenia przy upadku z płotu przed domem na „Polance” przy Kościeliskiej. Mieszkaliśmy tam w okresie letnim razem z Mamą, Staszkiem i Tolkiem w oczekiwaniu na zakończenie robót w „Ornaku”.

1904

Nasz pierwszy sezon letni w „Ornaku”. Zamieszkaliśmy w małym domku. W dużym domu nikt jeszcze nie mieszkał. Pamiętam dobrze świeże drewniane wnętrze pokoi na dole, ich bajeczny koloryt w słońcu i aromatyczny zapach drewna płazów nie skażonego jeszcze pokostem.

Umowa kupna sprzedaży gruntów pod budowę Ornaku
Kontrakt kupna-sprzedaży gruntu pod budowę Ornaku, 1901
Umowa kupna sprzedaży gruntów pod budowę Ornaku
Umowa o budowę Ornaku, 1902

1905

Pierwsi goście w „Ornaku” (oczywiście tylko na miesiące letnie). P. Witwicka z dwoma córkami w moim mniej więcej wieku i z malutkim synkiem. Była to osoba bardzo elegancka sympatyczna z obywatelskich sfer kresowych. Bawiliśmy się razem z dziewczynkami i dokazywaliśmy w miarę, póki drewniana kula do kręgli, rzucona przez któregoś z nas, nie uderzyła w główkę tego synka na szczęście nie wyrządzając nic złego. Od tego czasu jednak przy zabawach naszych obecna była zawsze „bona”, specjalnie do tego celu zaangażowana.

1906

W dużym domu znowu p.Witwicka z dziećmi i z boną. Bawiliśmy się jak poprzedniego roku i chodziliśmy na spacery po jałowcach i nad rzekę. Na górze wynajmowała jeden pokój p. Syrewiczowa z Warszawy ze synem i kolegą syna. Byli to już młodzieńcy 19 - 20 letni. Zaanektowali Mańka do swego towarzystwa, co mu oczywiście zaimponowało. Nie mniej jego odwaga cywilna i miłość braterska były silniejsze niż ambicja. Kiedy bowiem pewnego razu zabrali Mańka zostawiając mnie samego i poszli z nim pod las, gdzie schowali się w krzakach, a ja z płaczem pobiegłem za nimi wołając „Maniek! Gdzieś ty ?” on po krótkiej chwili zawołał: „tutaj” narażając się na wyraźną dezaprobatę ze strony towarzyszy. Nie popsuło to jednak w niczym naszych stosunków, a towarzystwo moje w niczym im nie przeszkadzało. Opowiadali oni przeróżne historie, wszystkie rzekomo autentyczne, z rewolucji 1905 roku w Warszawie., a wszystko oczywiście widzieli „na własne oczy”. Szczególnie interesująco opowiadał ten kolega Syrewicza. Imponował nam bardzo tym, że - jak twierdził - kozaków się nie boi, bo ma na nich jakieś sposoby.

1907

O ile sobie przypominam, to duży dom przez całe lato stał pustką. Biegaliśmy więc po wszystkich pokojach i bawiliśmy się w chowanego. Mama tego nie lubiła, bo nanosiliśmy błota do pokoi i uszkadzaliśmy meble. Rodzice urządzili w tym roku wycieczkę do Czarnego Stawu pod Kościelcem. Wzięli w niej udział, oprócz nas, także Pisarscy, Walczakowie z „Polanki” i jeszcze parę znajomych osób - razem kilkunastu uczestników. Ja wyrwałem się do przodu, bo nie mogłem iść tak wolno jak całe towarzystwo i dotarłem za przygodnie spotkanymi turystami do Zmarzłego Stawu, po czym wróciłem nad Czarny, gdzie spotkałem zatroskanych o mnie Rodziców i zachwyconych moją samodzielnością innych uczestników wycieczki. Wróciłem oczarowany górską przyrodą, z którą się po raz pierwszy spotkałem.

1908

W dużym domu dół zajmowali p.p. Kraftowie z Łodzi. P. Kraft, ni to Niemiec ni Polak był bogatym aptekarzem. Miał syna w wieku Mańka i dorosłą córkę, do której przyjeżdżał jej narzeczony, jakiś młody i elegancki Niemiec z Łodzi. Trzymali w specjalnie dobudowanej dla nich stajni przy szopie dwa konie wierzchowe i dwóch stangretów do nich. Na tych koniach prawie codziennie urządzali wycieczki po okolicy. Całe to towarzystwo było bardzo mało sympatyczne. Sposób odnoszenia się ich do nas i do całego otoczenia polskiego oraz zachowanie się stangretów, którzy spokoju nie dali i nagabywali nasze służące wytwarzało przykrą i uciążliwą atmosferę. Sytuację ratowała p. Kiernicka, która mieszkała na górze razem z synem. Jej syn, w wieku Mańka, był bardzo miłym i wesołym towarzyszem spacerów i zabaw (zginął na froncie rosyjskim zaraz na początku I wojny światowej). Obok Kiernickich, w jednym z pokoi na górze, mieszkali w tym sezonie także p.p. Nahlikowie. z dwojgiem dzieci, którzy pozostawali jednak w stałych zatargach z p. Kiernicką.

1909

„Ornak”, o ile sobie przypominam, był znowu nie wynajęty przez lato.

1910

Na dole mieszkali p.p. Wojciechowscy z Krakowa (rodzina znanego adwokata). Mieli troje dzieci - dwóch synów i córkę. Najstarszy, rówieśnik Mańka, nie brał udziału w naszych zabawach, za to córka Wisia (rówieśnica Staszka) i młodszy Tadek (rówieśnik Tolka) bawili się z nami i dokazywali co niemiara. Na górze mieszkała p.Zierhofferowa (wdowa po lekarzu zam. w Bukowinie w okolicach Czerniowiec) z synem Gustawem (rówieśnikiem Mańka) i z córką Marią, moją rówieśnicą. Maniek chodził z Gutkiem po górach - mieli nawet wypadek na Żelaznych Wrotach, który się na szczęście dobrze skończył - a my młodsi broiliśmy z Wojciechowskimi koło domu ku utrapieniu Rodziców, zwłaszcza p. Wojciechowskiej, która przyjechała dla wypoczynku i spokoju, a miała ciągły rwetes dokoła siebie. Pogoda w tym sezonie była też bardzo zmienna (Katastrofa na Małym Jaworowym), więc i całe wakacje dla wszystkich udały się nie nadzwyczajnie.

Umowa kupna sprzedaży gruntów pod budowę Ornaku
Umowa o budowę Ornaku, 1902
Wytyczne budowlane
Pozwolenie na zamieszkanie nowej budowy, 1903

1911

W tym roku „Ornak” na dole znowu świecił pustką, na górze natomiast jeden pokój zajmowała p. Zierhofferowa z dziećmi, a dwa pozostałe p.p. Woleńscy z synkiem i służącą. Byli oni właścicielami kamienicy we Lwowie, do której przeprowadziliśmy się w ostatnim roku. Na ogół odczuwałem brak odpowiedniego towarzystwa. Chodziłem dość dużo po reglach i oprowadzałem moje młodsze rodzeństwo i Manię Zierhofferówną.

1912

Na dole wynajęła wszystkie pokoje p. Valerie, artystka teatralna z Warszawy z dwojgiem dzieci. Dzięki temu, że na górze wykończono na wiosnę w tym roku kuchnię, przenieśliśmy się wreszcie do dużego domu i zajęliśmy całą górę. Odetchnęliśmy też z ulgą po ciasnocie, jaka panowała w małym domku. Mały domek zajmowała w tym roku rodzina prof. Kallenbacha z Krakowa. Pogoda była na ogół znacznie lepsza niż w zeszłym roku, więc chodziliśmy z Mańkiem w góry. Raz nawet wzięliśmy Ojca na kilkudniową wycieczkę, który pod szczytem rysów cudem niemal uniknął katastrofy.

1913

„Ornak” wreszcie doczekał się bardziej stałych gości. Dół wynajął na stałe Ludwik Solski, dyrektor teatru im. Słowackiego w Krakowie. Ulokował w Zakopanem żonę p. Irenę Solską z córką Haneczką. Dom urządził na szeroką skalę i odpowiednio wyposażył. Personel pomocniczy składał się z guwernantki, która wszystkim zawiadywała, dwóch służących, kucharza i stangreta, który opiekował się powozikiem i koniem, będących stale do dyspozycji. Sam L. Solski był przeważnie nieobecny w Zakopanem, a jedynie od czasu do czasu zjawiał się na parę dni, nie tyle może dla żony jak dla córeczki. My mieszkaliśmy na górze, a mały domek zajmowali p.p. Gawlasowie z Krakowa z synem i córką. Byli oni właścicielami lokalu śniadaniowego w Krakowie. Okazali się bardzo miłymi ludźmi, zarówno starzy, jak i młodzi. Z młodymi Gawlasami spędzałem całe dni na spacerach, dyskusjach, no i strzelaniu z flobertów do wróbli i wiewiórek, na ogół bez większej szkody dla tych stworzeń. Nie dopisała w tym sezonie tylko pogoda, która była wręcz fatalna. Korzystając jednakże z kilku ładnych dni pod koniec sierpnia odbyliśmy z Mańkiem, Gutkiem Zierhofferem i prof. Kozikowskim wycieczkę na Krywań północną ścianą od Niefcyrki. Udała się znakomicie, a noc na szczycie Krywania przy morzu mgieł nad Tatrami dostarczyła niezapomnianych przeżyć.

1914

Jakby dla kontrastu z rokiem ubiegłym sezon ten zapowiadał się pięknie. W „Ornaku” wszystko szło ustalonym trybem. Na dole państwo Solscy, a raczej p. Irena S. z córeczką i często rezydujący u nich po kilka dni goście ze świata artystycznego, a na górze w dwóch pokojach my, a w jednym (wschodnim) p.p. Woleńscy z synem Frankiem i służącą. W małym domku ulokowała się na sześć tygodni p. Syrewiczowa z synem. Przez tych parę lat zdążyła się ona już mocno postarzeć, a on zmężniał i spoważniał, a przy tym robił wrażenie znużonego i podniszczonego wielkomiejskim życiem w Warszawie. Poświęcał się bardzo matce, z którą spędzał całe dni, często na spacerach fiakrami. Chodziłem dość dużo z Mańkiem na wycieczki w góry, a poza tym rozczytywałem się w historii polskiej i w różnej patriotycznej literaturze. Okazję miałem do tego znakomitą, bo przewodniczący konspiracyjnego koła samokształceniowego, do którego należałem we Lwowie przywiózł do Zakopanego całą biblioteczkę tej organizacji (dotychczas nie wiem dlaczego) i zdeponował ją u nas w domu.

Wszystko więc zdawało się układać pomyślnie, gdyby nie sytuacja polityczna, która od chwili zamachu w Sarajewie w ostatnich dniach czerwca, zaczęła rozwijać się gwałtownie w kierunku wojny. Trudno opisać dzisiaj nastroje, jakie wtedy ogarniały nasze społeczeństwo. O ile starsi przejęci byli raczej troską i poczuciem bezradności wobec nadchodzących wypadków, o tyle my młodsi i całkiem młodzi ogarnięci byliśmy wręcz radością na myśl o konflikcie między mocarstwami rozbiorowymi., który to konflikt - jak nam przepowiadano na zebraniach naszego koła - jest nieunikniony i musi doprowadzić do odzyskania przez nasz naród upragnionej i wytęsknionej niepodległości państwowej.

A wypadki toczyły się szybko z tygodnia na tydzień, aż przy końcu lipca nadeszły pamiętne dni wybuchów wojny między Austrią i Serbią, a prawie bezpośrednio po tym między Austrią i Niemcami a Rosją i mocarstwami zachodnimi. W Zakopanem ludzie z miejsca zaczęli rozjeżdżać się do swoich domów. W ciągu kilku dni Zakopane opustoszało i zmieniło swój wygląd radykalnie. Na ulicach zapanowało niebywałe nigdy ożywienie. Pojawili się strzelcy w polskich mundurach witani z entuzjazmem jako pierwsi polscy żołnierze.

Maniek wyjechał od razu w pierwszych dniach sierpnia do Krakowa, ażeby zgłosić się do komendy Drużyn Strzeleckich, których członkiem był już od kilku lat. Dotrzymał słów, którymi, już jako małe dziecko, przedstawiał się gościom, kiedy go pytano jak się nazywa. Mówił zawsze: „Marian Sokołowski, żołnierz polski”. Ja natomiast, jako szesnastolatek, wstąpiłem do drużyny tzw. „starszych skautów pod komendą A. Małkowskiego. Stanowić oni mieli rodzaj rezerwy w przyszłości dla Drużyn Strzeleckich wchodzących obecnie w skład Legionów Polskich, lub też zostali pobrani do wojska austriackiego. Z „Ornaku” też wszyscy wyjechali z wyjątkiem oczywiście naszej gromadki, która pozostała na swym miejscu na górze zdecydowana przeczekać wojnę w Zakopanem.

Sytuacja wojenna zaczęła się jednak szybko zmieniać. Wobec zagrożenia Lwowa Ojciec nasz wyjechał tam na kilka dni, ażeby zarządzić w Szkole Lasowej co należy, a nasze tam mieszkanie oddać komuś pod opiekę. O powrocie bowiem całej rodziny do Lwowa w danych warunkach nie mogło być mowy. Mama zwłaszcza o wiele bezpieczniej czuła się w Zakopanem wśród swojej licznej rodziny Walczaków i Krzysiaków, niżby to miało miejsce we Lwowie w obcym na ogół otoczeniu. Po kilku dniach Ojciec nasz powrócił, ale sterany mocno i przygnębiony. Udało mu się, jak opowiadał, wejść przez okno do wagonu jednego z ostatnich pociągów ewakuacyjnych, w przeddzień wkroczenia wojsk rosyjskich do Lwowa. Przywiózł ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy zimowe i trochę bielizny.

Tak więc pozostaliśmy po raz pierwszy na zimę w Zakopanem i zostaliśmy zapisani do tamtejszego gimnazjum. Opis dalszych losów „Ornaku” w latach pierwszej wojny światowej i późniejszych pozostawiam Staszkowi, bo ja w następnym roku, po wyparciu moskali, wróciłem do Lwowa, gdzie mieszkałem razem z Ojcem, ukończyłem dwie ostatnie klasy gimnazjalne i w lutym 1917 roku zostałem wzięty do wojska austriackiego.

Fragmenty pamiętnika Mariana Sokołowskiego z lat 20-tych XX wieku
Fragmenty pamiętnika Mariana Sokołowskiego z lat 20-tych XX wieku
Fragmenty pamiętnika Mariana Sokołowskiego z lat 20-tych XX wieku